Kategorie
Blog

Mam podobne do Autora poczucie humoru, a jako że humor jest głównym składnikiem książki, no to, że tak powiem, siadło. Tu pierwsze wyzwanie: żeby nie przesadzić. Proza Auslandera zachęca do przeginania, co może być złudne. Nie należy, moim zdaniem, zbytnio puszczać oka, niech żarty bronią się same. Celem zatem było, by to „nienormalne” dzieło przełożyć w miarę normalnie.

Z Shalomem Auslanderem łączą mnie ponadto judeoklimaty, bo kultura żydowska, a ściślej: judaizm, to był temat mojej pracy dyplomowej i paru lat życia. O różnicach nie wspominam; to oczywiste, że są, i równie oczywiste, że nie przeszkadzają: tym praca tłumacza przypomina, moim zdaniem, robotę aktora, że mówi się cudzym tekstem.

À propos aktorów. Do literatury przyszedłem z teatru, gdzie – po pierwsze – obowiązuje pogarda dla tekstu, po drugie – przewlekły chaos, nazywany „procesem twórczym”. Teatr jako dramatic art często przypomina dramę… Jakże odmienna jest praca nad przekładem literackim. Tekst się traktuje jak królową Anglii i podchodzi się do niego ze spokojem i z warsztatem, a nie z jakimś tam procesem, szałem albo „lotem”. Obowiązują rzetelność, skupienie, samotność długodystansowca, co dla wieloletnich tłumaczy stanowi codzienną normę, ale dla mnie było pozytywnym szokiem. Musiałem poskromić w sobie wyniesioną z teatru skłonność do „żywego słowa”, które sprawdza się w dialogach, lecz musi znać swoje miejsce. Tłumacząc Matkę na obiad, chociaż nie jest to mój debiut, doświadczyłem więc przekładu jako takiego: jego powolności, systematyczności, rzemieślniczości, a czasem koronkowości.

Kolega powiedział mi ostatnio, że nie ceni sobie „amerykańskich powieści”. Może polubiłby Matkę na obiad, która parodiuje ten „gatunek”, czyli powieść o dziedzictwie. Pokazuje tradycję i rodzinę jako niebo (Carol, Tania, Zero) oraz jako piekło (reszta). Lubię to.

Wcześniej tłumaczyłem przeważnie dramaty, których się nie redaguje, skoro się ich nie wydaje. Żeby było śmieszniej: również się ich nie wystawia, w każdym razie nie za często. Redakcja Matki na obiad, po pierwsze: była, a po drugie: była budującą grą w jednej drużynie. Poczułem się zrozumiany i uszanowany. It’s been a privilege.

Maciej Stroiński – tłumacz z języka angielskiego. Studiował w Instytucie Sztuk Audiowizualnych Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie obronił pracę doktorską o religii w kinie żydowskim. Należy do Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury i Stowarzyszenia Autorów ZAiKS. Otrzymał grant translatorski Rządu Irlandii z programu Literature Ireland, stypendium ZAiKS-u z Funduszu Popierania Twórczości i stypendium twórcze Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w dziedzinie literatury. Wykładał na Uniwersytecie Jagiellońskim: w Ośrodku Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych i na Wydziale Polonistyki. Pisał w „Dwutygodniku”, „Przekroju”, „Teatrze”, „Tygodniku Powszechnym” i „Znaku”. Mieszka w Krakowie. Kiedyś jarał się teatrem, następnie operą, teraz papiernictwem i perfumiarstwem, a na zawsze – kampem.

Wybrane przekłady: Shalom Auslander, Matka na obiad; Peter Shaffer, Amadeusz i Komedia w ciemno; Oscar Wilde, De profundis i Dramaty.