Kim był Walter Gropius – człowiek, który w reakcji na rzeź pierwszej wojny światowej wymyślił Bauhaus? W jakiej mierze jego pragnienie nowej, bardziej demokratycznej sztuki się ziściło? Czy nasze miasta i domy nie wyglądałyby inaczej, gdyby nie jego uparte dążenie, by architektura stała się przede wszystkim funkcjonalna, a piękne przedmioty były dostępne dla każdego? Na jakie kompromisy musiał iść, będąc awangardzistą w czasach nazizmu, socjalistą w czasach zimnej wojny, Niemcem w Ameryce, a Amerykaninem w Japonii?
Fiona MacCarthy w biografii Walter Gropius. Człowiek, który zbudował Bauhaus maluje nie tylko portret artysty, który mierzył się z nierozumieniem, ale także człowieka zmagającego się z licznymi traumami: wspomnieniem okopów Wielkiej Wojny, bolesnymi konsekwencjami swojego burzliwego małżeństwa z Almą Mahler, która utrudniała mu kontakty z ich córką, śmiercią tej ostatniej w bardzo młodym wieku, zdradami przyjaciół, którzy – jak się zdaje – marzyli o tym, by być jak Walter Gropius.
Zachęcamy Was do lektury fragmentu biografii w tłumaczeniu Jana Dzierzgowskiego.
—
Berlin. 1933–1934 (fragment „Rozdziału trzynastego”)
„Cierpię ogromnie z powodu warunków panujących obecnie w Niemczech. Wstydzę się dziś za mój kraj. Wygląda na to, że nie mam żadnych perspektyw pracy”. Tak brzmiał fragment melancholijnego listu wysłanego przez Gropiusa do Manon 17 maja 1933 roku, dzień przed jego pięćdziesiątymi urodzinami.
Jakie warunki miał na myśli? Chodziło rzecz jasna o mianowanie Hitlera kanclerzem Rzeszy. Decyzję tę podjął spanikowany prezydent von Hindenburg, wywołując powszechne zaskoczenie. 30 stycznia, w dzień objęcia przez Hitlera urzędu, Klaus Mann, najstarszy syn Thomasa Manna, notował w dzienniku: „Gruchnęła wiadomość: Hitler kanclerzem. Nie sądziłem, że dożyję tego dnia”. Przywódca nazistów przez kilka miesięcy umacniał swą pozycję, prowadząc politykę Gleichschaltung, czyli „ujednolicania” życia w Niemczech zgodnie z ideologią NSDAP. 27 lutego Reichstag został podpalony w podejrzanych okolicznościach. W odpowiedzi Hitler wydał specjalny dekret, na mocy którego zawieszono rozmaite swobody obywatelskie i przeprowadzono masowe aresztowania komunistów i socjaldemokratów. Na ulicach Berlina nasiliła się przemoc. Gropius i Ise obserwowali ją, schronieni w bezpiecznym mieszkaniu przy Potsdamer Privatstrasse.
Wiosną naziści bezlitośnie zagarnęli jeszcze większą władzę. 23 marca Reichstag przyjął ustawę nadającą kanclerzowi specjalne uprawnienia. Oznaczało to ostateczny kres demokracji parlamentarnej. Zaczęło się zwalnianie Żydów i osób wrogo nastawionych do nazizmu z administracji państwowej. Zakazano działalności związków zawodowych i organizacji pracowniczych. Samorządy utraciły znaczną część prerogatyw. W maju pierwszy raz zorganizowano publiczne palenie książek. Te niesławne ceremonie odbywały się w wielu niemieckich miastach, przykład dali jednak berlińscy studenci, popierani przez ministra propagandy Josepha Goebbelsa. W ogień poszły „antyniemieckie” książki, między innymi dzieła Sigmunda Freuda. Swoboda – czy to w polityce, w literaturze czy w sztuce – najwyraźniej nie miała w Niemczech przyszłości.
Wskutek nazistowskich czystek architekci nieżydowskiego pochodzenia musieli podpisywać lojalki, jeśli chcieli otrzymać pozwolenie na dalsze prowadzenie pracowni. Jeszcze zanim Hitler przejął władzę, Związek Walki o Niemiecką Kulturę (Kampfbund für Deutsche Kultur) zaatakował nowoczesną niemiecką architekturę, krytykując zarówno same rozwiązania stylistyczne, jak i wpływy obce rasowo. Przedstawiciele nurtu modernistycznego zostali uznani za bandę dekadentów, Żydów i komunistów.
Cenzura dotknęła też architektów, których twórczość uchodziła za „niezgodną z niemieckim duchem”, była bowiem zbyt purystyczna i zbyt funkcjonalistyczna, odchodziła od tradycji i rustykalności, nie wpasowywała się w nazistowską mitologię narodu. Gropius nie był Żydem. Mimo to jego poglądy na architekturę zyskały status nieakceptowalnych. „Pochodzenie Gropiusa w ogóle się nie liczy”, pisał prawicowy komentator Rudolf Paulsen w zjadliwym paszkwilu opublikowanym na łamach narodowosocjalistycznej gazety „Völkischer Beobachter” w marcu 1932 roku. Tytuł artykułu brzmiał: Atak kulturowego bolszewizmu. Autor kontynuował: „Naród uważa nowy styl budownictwa za zupełnie obcy, do tego stopnia, że określa się go mianem «palestyńskiego». W pełni słusznie. Te surowe, mdłe garaże, które niby mają służyć ludziom za domy, te masowo produkowane bloki, szydzą w istocie z naszej niemieckiej więzi z ziemią”. Szydercza uwaga o „stylu palestyńskim” stanowiła aluzję do Tel Awiwu, który za sprawą żydowskich emigrantów z Niemiec przeistoczył się w nowoczesne nadmorskie miasto ogród, pełne białych, pudełkowych budynków, których styl kojarzono z Bauhausem.
W nazistowskich Niemczech Gropius jako twórca i obrońca Bauhausu stał się człowiekiem wyklętym, symbolem oficjalnie potępionego nowoczesnego stylu architektury i designu.
Po dojściu Hitlera do władzy przyszłość twórców reprezentujących ów styl stała się doprawdy ponura. Erich Mendelsohn, mający żydowskie pochodzenie, natychmiast wyjechał do Anglii. „Wyjechałem niemal tego samego dnia, kiedy mianowano go kanclerzem, w marcu 1933 roku. Miałem czterdzieści cztery lata. Drzwi kontynentalnej Europy zatrzasnęły się za moimi plecami”. Gropius jednak znajdował się w nieco bardziej skomplikowanym położeniu. Nadal uważał się za niemieckiego patriotę. Pragnął zachować swą pracownię architektoniczną, potrzebował jednak regularnych zleceń i grona klientów. Nie zapominajmy też, że miał wielkie ambicje: marzyło mu się, że przywróci Berlinowi świetność, jakiej miasto zaznało w czasach Schinkla, aczkolwiek pragnął nadać mu inny charakter.
Poza tym estetyka promowana przez nazistów nie była jednoznacznie i stuprocentowo antynowoczesna. Joseph Goebbels mógł się pochwalić całkiem wyrafinowanym smakiem. Przedstawiał się jako zwolennik architektury odzwierciedlającej nowoczesne, postępowe oblicze Niemiec. Wielu architektów wiązało z tego rodzaju deklaracjami pewne nadzieje. Zwracali też uwagę na Włochy i awangardową estetykę tamtejszego faszyzmu. Gropius łudził się, że zdoła przekonać nazistów do swoich koncepcji. Z dzisiejszej perspektywy wydaje się to wyjątkową naiwnością.
Ze względu na polityczne kontrowersje, które budził, naziści próbowali uniemożliwić mu zaprojektowanie sekcji ważnej wystawy handlowej. Relacjonował to zdarzenie następująco:
Patrol umundurowanych nazistów zjawił się u mnie w domu. Usłyszałem, że pożałuję, jeśli wezmę udział w dużej wystawie zatytułowanej „Niemiecki lud, niemiecka praca”, w ramach której miałem przygotować eksponaty na zlecenie branży metali nieżelaznych. Wściekły, udałem się natychmiast do ministerstwa Goebbelsa na spotkanie z dyrektorem departamentu. Waląc w blat jego biurka, poskarżyłem się na impertynencję, z jaką mnie potraktowano. Obiecał, że zapewni mi protekcję, ale wkrótce sprawy przybrały jeszcze gorszy obrót, zwłaszcza w prasie, która atakowała Bauhaus i mnie samego. Byłem osamotnioną jednostką, nie miałem więc żadnych nadziei na zwycięstwo.
Mimo to po awanturze w ministerstwie Gropius i Mies van der Rohe, inny współautor wystawy, dostali pozwolenie na dalsze prace.
Gropius zamierzał protestować dalej. Alfred Rosenberg, nieprzejednany antymodernista i nowy przywódca Kampfbund für Deutsche Kultur, domagał się usunięcia Żydów ze wszystkich organizacji. Dotyczyło to również Deutscher Werkbundu, którego członkowie dyskutowali ową kwestię na początku 1933 roku. W spotkaniu uczestniczyło trzydzieści osób. Dwadzieścia siedem nie zabrało głosu. Tylko Gropius, jego przyjaciel Martin Wagner i absolwent Bauhausu Wilhelm Wagenfeld sprzeciwili się wykluczeniu swych żydowskich kolegów. W marcu Gropius wystąpił z zarządu Werkbundu, razem z Wagnerem, którego wkrótce zwolniono z pracy. Tymczasem zapadła decyzja, że wszyscy niemieccy architekci muszą wstąpić do Kampfbundu.
Gropius, podobnie jak w okresie kierowania Bauhausem, starannie unikał mieszania swej pracy i polityki. Kiedy nowy kierownik jego pracowni Hans Dustmann, następca Ottona Meyera-Ottena, ujawnił swe poglądy, przychodząc do pracy w nazistowskim mundurze, Gropius natychmiast go zwolnił. Oczywiście NSDAP dowiedziała się o tym zdarzeniu, co bynajmniej nie przyczyniło się do ocieplenia stosunków między architektem a nowym reżimem.
Historia Gropiusa i historia Bauhausu są osobliwie symetryczne. Szkoła ostatecznie musiała wyprowadzić się z Dessau i znalazła nową siedzibę w Berlinie. Pod rządami Miesa van der Rohe Bauhaus zajął się przede wszystkim kształceniem architektów. W szkole zapanowały porządek i dyscyplina, pozbyto się komunizujących sympatyków Meyera. Mimo to Mies van der Rohe nie zdołał odeprzeć coraz ostrzejszych ataków ze strony narodowych socjalistów zasiadających w parlamencie Wolnego Kraju Anhalt, na którego terenie leżało Dessau. Sytuacja pogorszyła się, gdy naziści przejęli tam kontrolę i postanowili rozprawić się z tak zwaną żydowską kulturą Bauhausu. Przeprowadzili oficjalną inspekcję i ogłosili, że szkoła jest antyniemiecka. Zamknięto ją 1 października 1932 roku. Wszyscy pracownicy otrzymali wypowiedzenia, szturmowcy wdarli się do budynku, powybijali szyby, wyrzucili wyposażenie pracowni na bruk. Słynny gmach zaprojektowany przez Gropiusa doczekał się wkrótce nowej funkcji: zaczęły się tam odbywać szkolenia oficjeli z NSDAP. Zachowały się fotografie przedstawiające ich na tle budynku. Na zdjęciach tych nie zobaczymy logo Bauhausu – zostało usunięte.
Mies van der Rohe podjął odważną decyzję, by przenieść szkołę do Berlina. Wkrótce znów otworzyła ona podwoje, tym razem jako prywatna instytucja. Mieściła się w budynku nieczynnej fabryki telefonów w Steglitz, na cichych południowo-zachodnich przedmieściach. Spośród starej gwardii, zwerbowanej jeszcze przez Gropiusa, zostali Albers i Kandinsky. Mies zatrudnił też swą współpracowniczkę i kochankę, projektantkę wnętrz i mebli Lilly Reich. 18 lutego 1933 roku odbyło się przyjęcie, które miało na celu zbiórkę funduszy na działalność szkoły. Powróciły wspomnienia legendarnych imprez organizowanych w Weimarze i Dessau. Jeden z nowych uczniów szkoły opisywał całe wydarzenie jako „wspaniały, wielki sukces, rzecz zupełnie wyjątkową jak na berlińskie standardy. […] Sale w podziemiach zrobiły na gościach wielkie wrażenie, udekorowano je bowiem jak na wielkie przyjęcie. Berlińczycy nie są nawykli do takich atrakcji”.
Bauhaus wciąż starał się zachować swoją wspaniałą energię życiową. Nie mogło to jednak trwać wiecznie. 11 kwietnia 1933 roku, na samym początku semestru letniego, szkołę otoczyli berlińscy policjanci i nazistowscy szturmowcy, uzbrojeni w karabiny. Przeczesano budynek w poszukiwaniu rzekomo ukrywanych tam komunistycznych materiałów propagandowych. Akcja ta skierowana była przeciwko burmistrzowi Dessau Fritzowi Hesse, niegdysiejszemu orędownikowi Bauhausu i przyjacielowi Gropiusa. Jeden ze świadków opisał następującą scenę: „Mies stanął w drzwiach swego gabinetu. Był potężnie zbudowany, więc zastawił wejście i wyglądało na to, że nie zamierza się ruszyć. Podszedł do niego funkcjonariusz Gestapo z karabinem w ręku”. Uczniowie, którzy nie mieli przy sobie dokumentów tożsamości, zostali zabrani na komisariat. Na gazetowych fotografiach widzimy, jak ładowano ich do policyjnej ciężarówki. Prasa pisała, że Mies uciekł do Paryża, a Gropius, poprzedni dyrektor Bauhausu, do Rosji. Nie była to prawda. Obaj zostali w Berlinie.
Gropius zdawał sobie sprawę z problemów Bauhausu, ale najwyraźniej zachowywał milczenie i nie chciał się angażować. O ile wiadomo, nie uczestniczył w przyjęciu poświęconym zbiórce pieniędzy, a nawet nie przekazał żadnego fantu na loterię. Nie zachowały się żadne informacje na temat kontaktów między nim a Miesem. Czy to z powodu ich wieloletniej rywalizacji, która zaczęła się, gdy obaj pracowali u Behrensa? A może Gropius starał się unikać niezręcznego wrażenia, że Bauhaus potrzebuje interwencji swego poprzedniego dyrektora? Czy chciał zachować ostrożność, skoro modernistyczna architektura była wówczas na cenzurowanym? Jest też i inna, całkiem prawdopodobna opcja. Być może powolna śmierć Bauhausu przysparzała mu tak dużo bólu, że po prostu nie chciał o niej myśleć.
Objąwszy urząd kanclerza, Hitler zapoczątkował program ambitnych projektów budowlanych. Miało to na celu walkę z kryzysem gospodarczym i szybką poprawę losu sześciu lub nawet siedmiu milionów niemieckich bezrobotnych. Hitler zdawał sobie sprawę, że przemysł budowlany może postawić gospodarkę na nogi. Kilka lat później, latem 1938 roku, objaśniał swą politykę, mówiąc, że ma ona dwa kierunki. Po pierwsze kierunek utylitarny. Chodziło tu o budowę domów, dróg i kanałów. Po drugie powstawać miały imponujące, monumentalne budowle. „We wszystkich innych państwach przywódca mieszka w pałacu – podkreślał Hitler. – Moskwa ma Kreml, Budapeszt ma Zamek Królewski, Warszawa ma Belweder, a Praga Hradczany. Zamierzam wznieść budynki nowego niemieckiego państwa, które bez cienia wstydu będą mogły równać się z tamtymi królewskimi siedzibami”.
Hitler, który w młodości sam myślał o zajęciu się architekturą, już w 1933 roku rozpisał pierwsze konkursy architektoniczne na projekty okazałych, monumentalnych gmachów w Berlinie. Gropius zdołał wykręcić się od udziału w konkursie na budowę szkoły kształcącej nazistowskich szturmowców, znalazł się jednak w gronie trzydziestu niemieckich architektów zaproszonych do zaprojektowania nowej siedziby Reichsbanku, instytucji, która nabrała szczególnego znaczenia, gdyż zapewniała teraz finansowe wsparcie NSDAP. Na liście uczestników konkursu nie zabrakło też Miesa van der Rohe. W maju jury ogłosiło wyniki. Mies otrzymał najwyższą ocenę. Ale Hitler osobiście zainterweniował i zlecenie trafiło do kierownika wydziału budownictwa Reichsbanku, zupełnie przeciętnego architekta Heinricha Wolffa.
Gropius zaproponował potężny, pełen godności budynek oparty na stalowej ramie, składający się z pięciokondygnacyjnego gmachu, od którego odchodziły cztery dziewięciokondygnacyjne skrzydła. Fasada miała zostać wyłożona kremowymi płytkami ceramicznymi. Jako że w pracowni Gropiusa nie było zbyt dużo do roboty, architekt przedstawił wyjątkowo szczegółowe plany. Obmyślił różne detale elewacji i dekoracje. Projekt sygnalizował gotowość pewnych kompromisów stylistycznych. Wydawał się cokolwiek formalny, niemal napuszony. Wcześniejsze prace Gropiusa nie zawierały takich elementów. Mimo to nie był na tyle wystawny ani pałacowy, by zadowolić gusta nazistów. Jury odrzuciło propozycję Gropiusa. Oceniono, że projekt jest zbyt surowy i „budzi skojarzenia z fabryką”. Oczywiście Gropius i tak nie miał żadnych szans na wygraną. Odkąd wystąpił z zarządu Werkbundu w proteście przeciwko usunięciu żydowskich członków organizacji, stał się oficjalnie wrogiem nazistów.
W połowie czerwca 1933 roku pisał zrozpaczony do Manon: „Perspektywy fatalne, żadnej pracy, żadnych zleceń. Od kilku miesięcy chadzam na długie spacery, jak nigdy wcześniej w całym moim życiu”. Pracował nad zaledwie dwoma zleceniami od osób prywatnych. Projektował dom dla przemysłowca Johannesa Bahnera z Kleinmachnow i willę doktora Ottona Heinricha Maurera, prawnika z Dahlem. Były to dość skromne prostopadłościenne budynki z wysuniętymi tarasami. Dom Maurera miał mieć początkowo płaski dach, ale na etapie planowania zapadła decyzja, by zbudować tradycyjny dach czterospadowy, zgodnie z nowymi wytycznymi forsowanymi przez nazistów. Gropius, przygnębiony tego rodzaju ograniczeniami oraz brakiem pracy w Niemczech, szukał swej szansy za granicą. „We wtorek lub w środę wyjeżdżamy z Ise do Dartington Hall w Totnes w Anglii – pisał do Manon. – Bogaty Anglik, który chce podzielić swoje ziemie i postawić na nich budynki, zwrócił się do mnie o radę i zaprosił mnie na trzy tygodnie do swego domu na wsi”.